Aby wyświetlić tę zawartość zainstaluj lub zaktualizuj odtwarzacz Flash Player.
Bohater kryminalnej opowieści sprzed lat urodził się 19 września 1864 roku w Paryżu. Jako wnuk księcia Franciszka Ksawerego Druckiego Lubeckiego (1778–1846), pełniącego swego czasu funkcję ministra skarbu Królestwa Polskiego, otrzymał staranne wykształcenie. Co prawda nigdy nie znał swego dziadka, gdyż urodził się kilkanaście lat po jego śmierci. Jednak po swej śmierci został pochowany obok niego w grobach rodzinnych w Szczuczynie, koło Grodna. Studiował na Uniwersytecie w Dorpacie, obecnie wyższa uczelnia w Tartu w Estonii. Odegrała ona bardzo ważną rolę w kształceniu Polaków z obszaru zaboru rosyjskiego, po zlikwidowaniu przez Rosję uczelni w Rzeczypospolitej. W odróżnieniu od innych uczelni na ziemiach należących w tym czasie do Rosji, Uniwersytet w Dorpacie prowadził liberalną politykę wobec Polaków.
Władysław mając dwadzieścia kilka lat ożenił się z Marią Zamoyską. Razem mieli czwórkę dzieci, trzy córki: Marię (ur. 1890), Janinę (ur. 1900), Teresę (ur. 1899) oraz syna Jana (ur. 1898). Wszystkie córki wyszły bardzo dobrze za mąż, zostając żonami znanych arystokratów. Najstarsza Maria wyszła za mąż za Tomasza Lubomirskiego, Janina za Karola Skórzewskiego-Ogińskiego, a trzecia najmłodsza Teresa za Zdzisława Tyszkiewicza. Nie założył swojej rodziny tylko syn Jan, który odziedziczył po ojcu znaczną część majątku. Książę Władysław posiadał w końcu XIX wieku kilka znaczniejszych nieruchomości na Pińszczyźnie i w Grodzieńskiem, jak choćby w Szczuczynie, Stanisławowie i Poniemuniu, oraz kilkanaście pomniejszych majątków. W 1907 roku pełnił obowiązki prezydenta Grodna. Był pasjonatem raczkującej wówczas motoryzacji i pierwszym właścicielem samochodu osobowego w Grodnie. Pełnił również funkcję pierwszego prezesa Towarzystwa Automobilistów Królestwa Polskiego.
Obracając się w warszawskich sferach wyższych w 1909 roku kupił od Mieczysława Epsteina, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli warszawskiej finansjery końca XIX wieku, dobra teresińskie. Książę, mając kilka znacznych nieruchomości, wybrał Teresin na miejsce stałego zamieszkania żony, dzieci i kilkudziesięciu osób służby. Tu przyjmował swoich „warszawskich gości”, upiększał otoczenie pałacu, w samej budowli nie czyniąc żadnych radykalnych przeróbek. Tę sielską atmosferę przerwał tragiczny zgon. 22 kwietnia 1913 roku Warszawą wstrząsnęła wieść o jego tragicznej śmierci. Zwłoki księcia znaleziono dzień wcześniej w teresińskim lesie. W ślad za przedstawicielami władz gubernialnych i sądowniczych podążyli do Teresina specjalni sprawozdawcy pism stołecznych. Informacje z Teresina przez wiele dni usuwały w cień nawet komunikaty wojenne z frontu bałkańskiego.
Proces, który miał wyjaśnić sprawę zabójstwa księcia Władysława w Teresinie był najgłośniejszą sprawą sądową tuż przed wybuchem I wojny światowej. Miarą jego trudności i stopnia komplikacji było przesłuchanie przeszło siedmiuset świadków, przeprowadzenie dziesiątków ekspertyz z bardzo różnych dziedzin. Oskarżonego broniła plejada znakomitych ówczesnych adwokatów warszawskich i rosyjskich (m.in. Goldstein, Aronson, Sterling, Nowodworski, Karabczyński, Bobryszkin). Sprawie poświęcono kilka książek i kilkaset artykułów. Proces rozpoczął się w 1913 roku, a skończył w niepodległej Polsce, przechodząc przez wiele instancji. Ostatecznie w 1928 roku uniewinniono oskarżonego. Sprawą osobiście interesował się generał - gubernator warszawski baron von Korff, wydarzenia szeroko opisywał m.in. „Kurier Warszawski”. Obszerne artykuły, dzień po dniu przybliżały czytelnikom szczegóły procesu. Wraz z dziennikarzami żądnymi sensacji na miejsce zbrodni przybyli, oprócz gubernatora warszawskiego barona von Korffa, pułkownik Fechner, radca prawny księcia mecenas Kazimierz Olszowski oraz przyjaciele zmarłego. Dochodzenie sądowe prowadził sędzia śledczy powiatu błońskiego Feliks Czerwiakowski.
Spróbujmy odtworzyć ostatnie chwile życia księcia na podstawie wyników śledztwa. Przed tragicznym dniem krótki okres czasu przebywał on w Petersburgu. Do Warszawy przyjechał w sobotę, a już następnego dnia po południu w towarzystwie kuzyna ordynata barona Jana Bispinga, z którym łączyły go więzy przyjaźni, przyjechał do Teresina, który przedkładał nad inne swoje rezydencje. Dziwnym zbiegiem okoliczności z księciem jechał pociągiem również sędzia Czerwiakowski. W poniedziałek książę, zawsze bardzo gościnny i niechętnie rozstający się z miłymi sobie gośćmi, zatrzymywał barona Bispinga, który ze swej strony zapewniał o konieczności pilnego wyjazdu z powodu interesów. Po południu książę oświadczył, że odwiezie gościa na stację. Około drugiej po południu obaj udali się na przejażdżkę po rozległym parku, gdyż pociąg miał odejść dopiero za półtorej godziny. Książę lubił sam powozić i nigdy, udając się na przejażdżkę, nie brał ze sobą stangreta. Tak też się stało i tym razem. Chwila odjazdu była ostatnią, w której służba widziała księcia żywego. Gdy wybiła godzina piąta, a książę nie wracał do pałacu, nieobecność jego zaczęła niepokoić służbę. Ale dopiero o zmroku bażanciarz, obchodząc park, na wąskiej drodze przylegającej z jednej strony do parku, z drugiej do pola, ujrzał powóz książęcy i konie przywiązane do drzewa. W powozie leżało futro księcia.
Wówczas cała służba stanęła na nogi i pod wodzą miejscowego rządcy, z latarniami i pochodniami, gdyż zmrok już zapadł, pośpieszyła na poszukiwania. Około dziewiątej wieczorem, w odległości kilkudziesięciu metrów od miejsca, w którym były przywiązane konie, ujrzano księcia leżącego w takiej pozycji, jak gdyby spał. W pobliżu były rozrzucone: laska, okulary, oraz złoty zegarek z rozerwanym łańcuszkiem. Książę zwykł był nosić dwa zegarki, drugi znaleziono w kieszeni. Pierwszy z nich szedł, drugi zatrzymał się na godz. 4.15. Na kilku okolicznych brzózkach zauważono krwawe ślady, co wskazywało na to, iż ranny książę, słaniając się, musiał chwytać się drzew. Po obfotografowaniu zwłok złożono je na trzcinowym leżaku i przeniesiono do pałacu. W wyniku sekcji, przeprowadzonej następnego dnia, stwierdzono na twarzy i głowie kilkanaście ran, w tym dwie rany postrzałowe zadane z broni palnej. Oba strzały były wymierzone z tyłu i z bliskiej odległości. Kula drugiego strzału wysadziła oko.
Wszystko zadawało się dowodzić, że, zaatakowany znienacka, usiłował się bronić, oceniwszy zaś skalę niebezpieczeństwa, rzucił się do ucieczki. Wówczas padły strzały mordercy, oba śmiertelne. Morderstwo dokonane, jak wynikało ze wszystkich danych, skrytobójczo, a jednak nie w celach rabunku, było prawdopodobnie aktem zemsty. Któż miał do niej powód? Podjęto kroki śledcze, w wyniku których aresztowano ordynata Jana barona Bispinga. Na jednym z posiedzeń sądu obecnych było bardzo wiele osób. Nieobecna była jedynie najbliższa rodzina oskarżonego. Pierwszy zabrał głos prokurator von Herszelman. „Tragiczna śmierć księcia – wywodził – miała tylko jednego świadka, którego świadectwa wierzyć niepodobna, bo jest nim sam oskarżony. Odrzućmy wszystkie inne zeznania, odrzućmy wszystkie ekspertyzy i pozostawmy tylko wędrówkę do Błonia, do której przyznał się oskarżony, a nie zachwieje się w nas przekonanie, że on zmazał ręce krwią księcia...”
W drugiej części swej mowy prokurator ostro skrytykował wszystkie ekspertyzy. Przechodząc do kwalifikacji przestępstwa, podtrzymał oskarżenie o morderstwo z premedytacją, dowodząc na podstawie danych liczbowych świetnej pozycji finansowej księcia i zawikłanych interesów oskarżonego. Następne trzy dni wypełniły przemówienia obrońców. Na ławie dla świadków zajęła teraz miejsce także żona oskarżonego w otoczeniu kilku członków swojej rodziny. Pierwszy zabrał głos adwokat Wróblewski, który zajął się omówieniem stosunków finansowych zmarłego księcia z oskarżonym ordynatem i wykazaniem, że zakwestionowane weksle były wystawione przez Druckiego Lubeckiego.
Drugi z kolei obrońca, Paschalski, w swoim przemówieniu również położył nacisk na udowodnienie walutowości kwestionowanych weksli. Po replikach oskarżyciela i obrońców przewodniczący sądu udzielił ostatniego słowa oskarżonemu. Bisping wstał i zdławionym głosem, oświadczył, że jest niewinny. Wreszcie w dniu 13 czerwca 1914 roku zapadł wyrok. „Sąd, po rozpatrzeniu sprawy szlachcica guberni grodzieńskiej Jana Bispinga, ordynata na Massalanach, oskarżonego o dokonanie morderstwa z premedytacją w celach zysku na osobie Władysława księcia Druckiego Lubeckiego w parku teresińskim dnia 21 kwietnia, o sfałszowaniu sześciu weksli na nazwisko tegoż księcia, każdy na sumę pięćdziesięciu tysięcy rubli, i wreszcie o wsypanie dnia 21 czerwca 1912 roku strychniny do herbaty Władysława księcia Druckiego Lubeckiego celem pozbawienia go życia – odrzucił oskarżenie o premedytację, jak również o usiłowanie otrucia, natomiast uznając go winnym zabójstwa w uniesieniu i fałszu weksli, postanowił skazać Jana Bispinga według cz. 2 art. 1455 i p. 5 art. 1692 na pozbawienie szczególnych praw i przywilejów, praw do majątku szlacheckiego i cztery lata rot aresztanckich”.
Decyzję sądu o zatrzymaniu Bispinga w areszcie zaskarżył adwokat Papieski, motywując skargę złym stanem zdrowia zasądzonego. Sąd przychylił się do wniosku i postanowił wypuścić ordynata na wolność za kaucją 100 tysięcy rubli. Po tygodniu przebywania w areszcie, 20 czerwca Bisping był wolny. Po opuszczeniu aresztu udał się do Podzamcza, do rodziców swojej żony.
Uzasadnienie wyroku podano 14 lipca 1914 roku, gdy już wypadki polityczne usunęły w cień ostatnią z głośnych spraw sądowych Warszawy pod zaborem rosyjskim. Uzasadnienie składało się z trzech punktów. Pierwszy dotyczył zabójstwa popełnionego, zdaniem sądu, w uniesieniu; drugi - sfałszowania weksli, które to przestępstwo sąd uznał za dowiedzione; trzeci wreszcie wykazywał bezzasadność oskarżenia Bispinga o otrucie. Przy ustaleniu winy sąd oparł się na następujących dowodach: obecność Bispinga i tylko jego w chwili zabójstwa w pobliżu księcia, nienaturalne zachowanie się Bispinga po zabójstwie (piesza wędrówka do Błonia), obecność krwawych plam na rewolwerze i kapeluszu Bispinga, wreszcie na identyczności broni oraz kul, którymi dokonano zabójstwa, z bronią i kulami znalezionymi u Bispinga.
Mimo tych dowodów, obrońcy złożyli skargę kasacyjną, dowodząc, że zmarły książę był o wiele silniejszy od Bispinga, nadto ordynat po wypadku samochodu miał ograniczoną władzę w lewej ręce, w żadnym więc razie nie mógł zadać w ostrej walce swemu domniemanemu przeciwnikowi tylu obrażeń, nie otrzymawszy sam żadnego ciosu. Na Bispingu zaś, nie znaleziono najmniejszych oznak, aby staczał on zażarty bój. Pierwsza wojna światowa, stanęła na przeszkodzie rozpatrzeniu skargi kasacyjnej przez senat w Petersburgu.
Po odzyskaniu niepodległości, staraniem Bispinga, wznowiono postępowanie. Akta sprawy obejmujące 17 grubych tomów zostały rewindykowane ze Związku Radzieckiego i na koszt oskarżonego przetłumaczone, aby sądom polskim umożliwić ponowne rozpatrzenie sprawy. Rozprawa przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie toczyła się od 3 lutego do 1 marca 1926 roku. Przed sądem przesunął się długi korowód świadków, upływ czasu – od śmierci księcia Władysława minęło trzynaście lat – zaciemnił jednak niejeden szczegół.
Ostatecznie Sąd Apelacyjny uznał Bispinga winnym zabójstwa księcia Druckiego-Lubeckiego, pod wpływem silnego wzruszenia oraz winnym sfałszowania weksli, uniewinnił go natomiast z zarzutu usiłowania otrucia. Skazał oskarżonego na łączną karę zamknięcia w więzieniu na 4 lata, przy czym na mocy amnestii zmniejszył karę o jedną trzecią, to jest do 2 lat i 8 miesięcy. Kaucję złożoną swego czasu w wysokości 100 tysięcy rubli uznano wskutek zmiany warunków za przepadłą, wyznaczono nową w wysokości 10 tysięcy złotych, którą krewni i znajomi Bispinga zebrali jeszcze na sali rozpraw. Bisping pozostał na wolności.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że to koniec sprawy. Sąd Najwyższy na skutek kasacji Bispinga dopatrzył się obrazy procedury karnej 29 (art. 709), ponieważ zbadano jako świadka Herszelmana, który uprzednio występował w sprawie jako prokurator. Sąd stwierdził, że aczkolwiek Herszelman nie pełnił już obowiązków prokuratora podczas rozprawy w Sądzie Apelacyjnym, to jednak przedmiotem rozważań była właśnie jego skarga apelacyjna na tym samym posiedzeniu, na którym był on przesłuchiwany w charakterze świadka. Stanowiło to pomieszanie dwóch funkcji procesowych, które winny być bezwarunkowo rozgraniczone.
Poza tym Sąd Najwyższy dopatrzył się szeregu dalszych uchybień w zaskarżonym wyroku, w szczególności wytknął sądowi, iż zaledwie wspomniał o miejscu, gdzie były znalezione zwłoki księcia Druckiego-Lubeckiego, oraz że niewiele uwagi poświęcał tym wszystkim uszkodzeniom, jakie były ujawnione na ciele zabitego, wcale nie uzasadniając, dlaczego przychylił się do opinii jednych biegłych, odrzucając zdanie innych. Wobec tych uchybień Sąd Najwyższy wyrokiem z 23 marca 1927 roku uchylił zaskarżony wyrok, przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia w innym komplecie.
Sąd Apelacyjny rozpatrzył sprawę ponownie w dniach od 25 kwietnia do 5 maja 1928 roku. Zeznania świadków do dokonanych ustaleń nic nowego nie wniosły. Istotne znaczenie dla wyniku sprawy miała ekspertyza biegłych. Po niej można było spodziewać się już tylko unieważnienia oskarżenia. Sąd Apelacyjny wyrokiem z 5 maja 1928 roku uniewinnił Bispinga od zarzutu zabójstwa i fałszerstwa weksli. Uznał wyniki śledztwa za zniekształcone, nie dał wiary świadkom obciążającym i wykluczył udział Bispinga w zabójstwie wobec braku na nim jakichkolwiek śladów zażartej walki stoczonej przez księcia. Bisping po ostatecznym werdykcie sądu, w życiu publicznym udziału już nie brał, żył w swym wiejskim ustroniu.
Bogusław Kwiatkowski
© 2011 bkwiatkowski.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zdjęć i treści zawartych na stronie bez zgody autora i innych właścicieli praw autorskich zabronione.
Projekt i realizacja PanartFOTO.